Piotr i Mistrz

Piotr i Mistrz

Autor: Gregor Matos

Piotr siedział w swoim pokoju, wygodnie usadowiwszy się w swoim ulubionym fotelu – miejscu, w którym przez wiele lat w ciszy, bezruchu i wewnętrznej kontemplacji kultywował swoją świadomość. Na jego twarzy pojawił się łagodny uśmiech, gdy przypomniały mu się nastoletnie lata, kiedy to po raz pierwszy zaczął czytać książki o psychologii i duchowości. Zawsze był niezwykle oddanym poszukiwaczem prawdy. Nie potrafił dokładnie powiedzieć dlaczego, ale odkąd sięgał pamięcią, coś w nim pociągało go do tego, co niewidzialne. Kierował się intuicją, wybierając lektury i głosy, którym można zaufać.

W miarę jak dorastał, zgłębiał różne techniki i praktyki medytacyjne. Z czasem doświadczył kilku głębokich wglądów – momentów spontanicznej klarowności, które ujawniły mu rzeczywistość znacznie wykraczającą poza zasięg jego fizycznych zmysłów. W tych przebłyskach dostrzegł, co kryje się za zasłoną iluzji. Dotarło do niego, że poza tym światem istnieje coś prawdziwego.

W swoim pragnieniu trwałego połączenia z tą głębszą prawdą często miotał się między wyżynami poszukiwań a otchłaniami rozpaczy. Chociaż na swojej drodze spotkał wielu nauczycieli, Piotr nigdy nie oddał swojej mocy guru. Coś w nim zawsze wiedziało, że tę prawdę musi odkryć po swojemu. Nie był gotów oddać swojej wolności, nawet w imię mądrości.

Po wielu latach poszukiwań, jego najbardziej cenionym czasem stały się godziny spędzane w ciszy – będąc po prostu obserwatorem swojej wewnętrznej przemiany. Od czasu do czasu nadal słuchał niektórych nauk, ale tylko tych, które głęboko z nim rezonowały. Tego konkretnego popołudnia, gdy oglądał wybrany webinar, zatrzymał nagranie, aby nalać sobie szklankę wody.

Kiedy wrócił i usiadł, zauważył coś niezwykłego na ekranie. Chociaż wideo było zatrzymane, oczy prowadzącego pozostawały żywe. Początkowo pomyślał, że to jakieś zakłócenie obrazu. Jednak im dłużej patrzył, tym bardziej stawało się jasne, że te oczy wpatrywały się bezpośrednio w niego. Lśniły obecnością wykraczającą poza ekran. Kiedy Piotr odwzajemnił to spojrzenie, coś w tych oczach zaczęło się zmieniać. Z cichą pewnością zdał sobie sprawę, że przed nim stoi Mistrz.

Mistrz – tu i teraz. W jakiś sposób przeniknął przez technologię w tym momencie. Jego spojrzenie przebiło ekran i wysłało zaproszenie. Racjonalny umysł Piotra zaczął kwestionować to, co się działo – Czy to było prawdziwe? Czy to wszystko było tylko jego wyobraźnią?

A jednak coś w nim wiedziało. Być może dzięki wszystkim dotychczasowym doświadczeniom rozpoznał prawdziwość tego spotkania. Zaproszenie było realne. To było zaproszenie do poddania się.

I Piotr poddał się temu.

Spojrzenie Mistrza wciągnęło go do wnętrza. Najpierw przeszedł przez chmurę białej, świetlistej mgły. Instynktownie zrozumiał, że mgła ta reprezentuje iluzje: kłamstwa, arogancję i błędne przekonania, które nieświadomie nosił w sobie. Wszystko, co kiedyś uważał za prawdziwe, zaczęło się rozpuszczać. W jakiś sposób – nawet nie zdając sobie z tego w pełni sprawy – oszukiwał sam siebie przez całe eony.

Spojrzenie Mistrza wciągnęło go jeszcze głębiej i nagle znalazł się u podstawy kręgosłupa, w kości ogonowej. Tam ujrzał strumień światła wydobywający się z Boskiego źródła życia. Zobaczył, jak siła życiowa – święta esencja – przepływa przez niego. Źródło życia nie było czymś poza nim. On był tym źródłem.

I wtedy oniemiał.

U podstawy jego kręgosłupa siedział wirus: Wirus Energii Seksualnej. Przypomniał sobie, że uczył się o nim wiele lat temu w Szkole Energii Seksualnej, ale teraz, po raz pierwszy, naprawdę zobaczył, gdzie on się znajduje i co robi. Wirus działał jak zimny, mechaniczny program, zniekształcając świętą siłę życiową i przekształcając ją w coś nie do poznania.

Piotr był wstrząśnięty. Nie zdawał sobie sprawy z tego, co działo się głęboko wewnątrz niego. Nie zauważył, na co pozwalał. W tym momencie obudziło się w nim coś pradawnego i dzikiego. Krzyknął: Dość! Nigdy więcej!

Wtedy uświadomił sobie, w jaki sposób zdradził samego siebie. Przez wiele wcieleń wierzył, że jest bezwartościowy. To przekonanie stało się żyzną glebą dla rozwoju wirusa. Uświadomienie sobie tego spowodowało, że coś w nim pękło i pogrążył się w głębokim, niekontrolowanym płaczu. Łzy łały się z jego oczu, oczyszczając jego duszę. Płakał jak nigdy dotąd.

I wtedy zobaczył.

Za subtelną zasłoną, tuż poza zasięgiem ludzkiej percepcji, znajdowało się jego Boskie Ja. Zobaczył, jak dawno temu odwrócił się od tej Obecności i wybrał samotną ścieżkę. A Boskie Ja uszanowało ten wybór.

Teraz ponownie poczuł majestat Tamtej Obecności. Jej wielkość przerastała wszystko, co jego ludzkie ja mogło sobie wyobrazić. Przewyższała wszelkie uczucia, słowa i obrazy. Całym sobą zrozumiał świętą prawdę zawartą w słowach: Ja też jestem Bogiem.

Ze łzami wciąż spływającymi po twarzy, Piotr odwrócił się do lustra. To, co zobaczył w odbiciu, zaparło mu dech w piersiach. W jego oczach lśniło coś niewyobrażalnie pięknego – czułość, głębia, blask, którego nigdy wcześniej nie dostrzegał.

I tak oto Miłość została pozwolona.